Ściek w pigułce, czyli coś o „tranie” cz.3

Lobby i polskie piekiełko
I tu dochodzimy w wspomnianego na wstępie polskiego wynalazku, z którym przyszedł do mnie mój kolega. Do produktu, który przez wzgląd na swoją unikatową specyfikację i właściwości powinien być naszą wizytówką na świecie i powszechnie znanym towarem eksportowym – jak szwajcarska czekolada, czy francuskie sery! Zamiast tego jednak, w chwilę po pojawieniu się w nielicznych aptekach, został zmarginalizowany i zepchnięty w niebyt przez grupy zakupowe i hurtownie farmaceutyczne pracujące dla koncernów farmaceutycznych rządzące polskimi sieciami aptecznej sprzedaży.

Na czym polega ta doskonałość? Polskim naukowcom udało się wyestryfikować i oczyścić olej lniany, dzięki czemu pozbyto się wszystkiego co w nim tuczące (glicerol) i trujące. Okazuje się bowiem, że len zawiera naturalnie występujące cyjanogeny, które przy długim przyjmowaniu niszczą nerki i wątrobę. Z tego powodu w kilku europejskich krajach sprzedaż oleju lnianego jest zakazana lub bardzo mocno ograniczona, jednak nie w Polsce. Również podczas uprawy lnu mogą się dostać do niego środki ochrony roślin z pobliskich upraw – również one zostały w tym opatentowanym procesie usunięte bez żadnej dodatkowej chemii.



Dzięki tej wyłącznie polskiej chronionej technologii uzyskano monoestry kwasów Omega – esencję kwasów o absolutnie niespotykanych dotąd właściwościach prozdrowotnych, która bije na łeb wszystko co jest znane na świecie. Najczystsza, najbardziej skondensowana, najlepiej przyswajalna i najdłużej działająca w organizmie, nietucząca, wegańska Omega bez choćby cienia konserwantów, przeciwutleniaczy, czy jakichkolwiek uzdatniaczy, którą mogą przyjmować nawet kobiety w ciąży i niemowlęta. Produkowana z najlepszego polskiego lnu, kompletnie niezależna od czystości mórz czy populacji ryb. Produkt w żaden sposób nie niszczący środowiska, mający wyłącznie zalety. Produkt który potrafi ratować zdrowie, a nawet życie.
I choć w rękach polskich profesorów znajdowało się prawdziwe żywe złoto, kolejne firmy dystrybucyjne i sieci aptek po pierwszym spontanicznym zachwycie, już po kilku dniach odmawiały przyjęcia towaru pod pretekstem podpisanych umów na wyłączność z „innymi producentami”. Choć produkt sprzedawał się nawet bez specjalnej promocji, kolejne apteki rezygnowały z ponownego przyjęcia go do sprzedaży.
I pomimo tego, że był on doceniany na kolejnych konkursach, targach, sympozjach lekarskich i kongresach medycznych, ani Państwo Polskie, ani żadna państwowa instytucja (poza współtworzącymi produkt uniwersytetami) nie zrobiły nic, by Polacy mogli być zdrowsi, a Polska rozsławiona na świecie dzięki rodzimej myśli naukowej.
Produkt zniknął w końcu z aptek i potrzebnych było kilka kolejnych lat ciężkiej i kosztownej walki z wszelkimi przeciwnościami, by pod nową nazwą (essentiALA) na nowo spróbował zaistnieć na rynku i w świadomości konsumentów. Walka z blokadami rynku to jedno, ale wrogość polskiej administracji to coś zupełnie innego.
Z rozmów z właścicielami produktu wynika, że uzyskanie od Państwa należnych dokumentów graniczy z cudem i trwa całe miesiące, a wydawane opinie, mające przełożenie na cenę i konkurencyjność, uderzają w ten produkt z całą zaciętością i absurdalnością znaną z filmów Barei. Przykładem może być kwalifikowana stawka VAT – choć oleje rybie zachodnich producentów bez przeszkód mogą posługiwać się stawkami 5% VAT, według polskich urzędów ten po stokroć lepszy lokalny ich zamiennik miałby być klasyfikowany jako 
napoje bezalkoholowe i powinien już być opodatkowany stawką 23%… Mogłoby się zdawać, że aby coś zostało nazwane napojem, (czyli miało zdolność napojenia) powinno zawierać choćby 1% wody. essentiALA wody nie zawiera, co nie przeszkadza Wojewódzkiemu Urzędowi Statystycznemu w Łodzi mieć o niej takie właśnie zdanie. Walka o finalne ustanowienie klasyfikacji zgodnej z prawdą i prawem trwa, ale jej finał wcale nie jest przesądzony. Proponowana przez Urząd Statystyczny klasyfikacja podnosi oczywiście cenę produktu na półce, a tym samym obniża jego atrakcyjność w oczach konsumenta, lub zmusza producenta do rezygnacji ze swojej marży.
Podobnych przykładów można mnożyć dziesiątki.
Jednocześnie z ekranów telewizorów blask kolejnych kolorowych reklam „Tranu Norweskiego” ogrzewa wnętrza naszych domów, a kolejni „eksperci” rozpisują się o nim w poradnikach dla kobiet. Kolejne pokolenia wychowywane są na micie zdrowego i „naturalnego oleju z wątroby dorsza lub rekina”,  a kolejne młode mamy, w najlepszej wierze, podają swoim dzieciom pochodną peruwiańskiego ścieku.


Czy każdy tran jest takim syfem? Zapewne nie! Te z najwyższej półki są nie tylko bardziej pewnego pochodzenia, ale również pozyskano je natychmiast po połowach oraz zadbano przy ich produkcji o właściwe oczyszczenie z całej niebezpiecznej chemii i metali ciężkich. Pewności jednak nie ma, bo producenci nie mają obowiązku podawania dokładnego składu.
Większość jednak olejowych produktów pochodzenia rybiego, przebyło brudną drogę opisaną wyżej.



Polska może być Omegową światową potęgą, o ile uda się przełamać gigantyczny opór zachodnich koncernów. Pierwszym krokiem jest zwiększenie świadomości. Ostatnim będzie bojkot wszystkiego, co kłamliwe i szkodliwe na rzecz tego, co zwyczajnie najlepsze i najbardziej korzystne – dla naszego zdrowia i dla NASZEJ gospodarki.
Update:
Gdy artykuł ten przeczytało ponad 200.000 osób i udostępniono go ponad 13.000 razy na samym Facebooku, Mollers umieścił na swojej stronie informację, że ich kapsułki faktycznie powstają z sardeli poławianych w Ameryce Południowej. Resztę komunikatu producenta pozostawiamy bez komentarza.
Na stronie napisano: „Olej rybi używany do produkcji kapsułek Möller’s z omega-3 jest wytwarzany z ryb ciepłowodnych, takich jak sardele i sardynki, które poławiane są u wybrzeży Ameryki Południowej. W tym regionie znajdują się najlepsze zasoby ryb bogatych w kwasy omega-3 DHA oraz EPA. Jest to wynikiem odpowiedniej temperatury wody, schematów migracyjnych ryb oraz specjalnego typu planktonu, którym żywią się ryby.
Po przetransportowaniu oleju do Norwegii jest on przetwarzany w fabryce Möller’s w Oslo. Przechodzi on proces oczyszczania oraz kontroli pod kątem zawartości kwasów omega-3, poziomu utlenienia oraz czystości.”
http://www.mollers.pl/fenomen-najwyzsza-jakosc-surowcow/


utworzone przez Bartosz Bodnar | Gru 9, 2016 




Komentarze

Popularne posty